Mieliśmy spędzić te dwa
dni sami. Tak przynajmniej było ustalone. Harry próbował przekabacić chłopaków telefonicznie,
że przyda mi się odrobinę spokoju. Jak widać to się udało i nasz plan wypalił. Naprawdę
potrzebowałam trochę odpoczynku więc nie było to żadnym naciąganym kłamstwem. Chciałam odpocząć i
przemyśleć trochę spraw więc tu miałam na to czas. Siedziałam w hotelowym
pokoju wgapiając się w ekran telewizora który wcale nie pokazywał nic nadzywczajnego co mogłoby mnie w jakikolwiek sposób zainteresować. Kolejny nudny serial który opierał na tym samym co zawsze. Miłość, złamane serca i na okrągło to samo. Kiedy byłam młodsza uwielbiałam takie romantyczne seriale, ale teraz cała ta akcja w nich zawarta stała się dla mnie przewidywalna, przeważnie większość z nich.
-Ellen? -Usłyszałam za
sobą przejęty głos Harrego.
-Nie Harry nic mi nie
jest, nie jestem głodna ani też spragniona. Jest mi ciepło i dobrze,
wystarczy?- Odpowiedziałam poirytowana jego ciągłymi pytaniami. Na moje słowa
Styles od razu się zaśmiał.
-Zdecydowanie wystarczy
ale…
-Harry! -Syknęłam przewracając
teatralnie oczyma.-Proszę Cię zamilcz i mówię ci to tylko dla własnego dobra.-Ostrzegłam
groźnie spoglądając na niego spode łba.
-W porządku już będę
cicho.-Przytakną głową na znak, że zrozumiał moje wyraziste groźby.
-Nareszcie spokój.-
Odetchnęłam z ulgą i byłam wdzięczna, że nie będę już musiała słuchać jego
ciągłych zamartwień. Tak! Musiałam przyznać, że było to trochę słodkie do tego
w wykonaniu Harrego, ale jak można tak ciągle? Tego jednak pojąć nie mogłam i
mogłam cieszyć się ‘tylko’ chwilą, że chłopak sobie odpuścił. Ale mogłam się domyślić, że zacznie od nowa swoje wymowy.
-Chociaż…
-O Boże. Słuchać Cię już nie
można, czego jeszcze chcesz?- Zapytałam z politowaniem. Całkiem wyczerpana jego
zachowaniem, moja równowaga wychodziła już poza swoje dość ogromne granice które nie zaczęsto były przekraczalne.
-Co mi zrobisz? -Zapytał
a jego brwi zaczęły podskakiwać raz w górę raz w dół.
-Słucham? -Zapytałam
krzywiąc twarz w grymasie. Nie wiedziałam co tym razem wymyślił, jego plany były dość niecne i czasem nieodgadnione.
-Co mi zrobisz jak Cię
jeszcze trochę powkurzam?-Zapytał z figlarskim uśmieszkiem który pokazywał jego bialutkie zęby.
-Nawet nie myśl aby to
rozważać.-Wybuchałam po czym odwróciłam się z powrotem w stronę telewizora.
-Ellen ,kochanie może
zrobić Ci miętową herbatkę? -Zapytał troskliwie. Przez pierwsze pięć sekund próbowałam
się nie obracać w jego stronę, ale nie mogłam się powstrzymać i po chwili to zrobiłam dając mu już wzorkiem do zrozumienia, że zaraz coś mu zrobie, cokolwiek.
-Zamknij się Styles. -Warknęłam
w jego stronę po czym po raz kolejny obróciłam głowę, wpatrując się w ekran
prawie nie zainteresowana tym co tam puszczają.
-Mam pomysł! Pójdę do
sklepu i kupie ci coś do przegryzienia. Może jakieś słodycze? Masz ochotkę? -
zapytał nadal udając głupka. Widziałam kantem oka jak wstawał z futrzanego
fotela i żeby jeszcze bardziej mnie zirytować sięgnął po spodnie które leżały
na kanapie i machal nimi raz w tę i wewtę.
-Co ty robisz?-
Popatrzyłam na niego przewracając oczyma.
-Przecież nie Pojdę w samych bokserkach. Tylko Ty w takich rzeczach widzisz dziwote –Zaśmiał się
sarkastycznie po czym odłożył czarne rurki na swoje poprzednie miejsce.
-Co za idiota z Ciebie.
-Burknęłam pod nosem. W pewnym sensie jego zachowanie komicznie mnie bawiło,
ale chwilami to miałam ochotę rozszarpać go na kawałki także małoby było z niego pożytku.
-O kurde no tak, masz racje. Jakie
mają być? -Wpatrywał się na mnie wyczekująco.
-Co jakie ma być?- Skrzywiłam
się na jego pytanie. Kompletnie nie mogłam sobie poradzić, aby "szczególnie" dzisiaj
zrozumieć tego chłopaka.
-No podpaski? Ugh. to
męczące, że sam musze się domyślać czego ci potrzeba a czego nie.- Zerknął w moją
stronę udając poważną minę.-Chyba, że używasz tamponów?
-Przeginasz Styles, na cholere mi to teraz?- Napięcie między nami rosło w dość zabawny sposób.
-Oh, Ell! Przecież mi
możesz się śmiało przyznać, że nadeszły twoje krwawe dni. Przecież widzę, ze
masz humorki i takie tam.- Popatrzyłam na niego osłupiale. Dobrze wiedział jak
mnie wyprowadzić z koła równowagi. Na jego twarzy pojawił się cwaniaczki
uśmieszek.
-Nie mam żadnych krwawych dni za to ty masz coś z głową, ja ci zaraz dam humorki! -Zerwałam
się z kanapy tak szybko jak tylko mogłam, ale moje zadanie było dość trudne gdyż
wiadomo, że szanowny Harry posiada długie, zgrabne nogi niczym modelka. To było
nie lada zadanie dogonić taką żyrafę do tego w moim dość osłabionym stanie po
wyjściu ze szpitala. Wleciałam za nim do sypialni w ostatniej chwili chwytając
go za pasek od bokserek.
-Już się do mnie
dobierasz?- Harry przystaną głośno dysząc.
-Jesteś beszczelny. -Syknęłam
zakładając ręce na biodra.
-A ty pyskata i do tego
seksualnie nastawiona do życia, tylko jedno ci w głowie.-Zaśmiał się chłopak przysuwając
się jeszcze bliżej mojej osoby. Cofnęłam się o dwa kroki natrafiając na chłodną ścianę.
-Harry…
-Jesteś taka seksowna gdy
się wkurzasz.- Jego ręce wylądowały na mojej tali unosząc mnie w górą. Ja zatem
oplotłam swoje nogi na jego pasie i w takiej pozycji się znajdowaliśmy. Minęło
tylko kilka sekund a lokaty zachłannie mnie całował ubezpieczając moje ciało swoimi
wielkimi dłońmi które spoczywały na moim tyłku co chwila przesuwając bo nim
palce. Chwile brakowało abym zsunęła swoje brzoskwiniowe rurki z tyłka, nie
wiele też brakowało abym też przełożyła swoją bluzę przez głowę. Serdecznie
dziękowałam tej chwili ale mimo wszystko zabolało, tak piekielnie zabolalojak nigdy.
-Tay… Taylor.- Syknął z
podniecenia kędzierzawy kiedy moje ręce zjeżdżały w stronę jego wybrzuszenia. Nim
się zdążyłam zorientować co on powiedział w danej chwili Harry sam zamarł w
bezruchu. Moje ciało się spięło, jego dłonie dalej spoczywały na kieszonkach
mojego tyłka. Uniosłam swoją twarz ku górze aby na niego spojrzeć.
-Postaw mnie na ziemie.
-Rozkazałam rozgotowanym głosem. –Słyszysz kretynie? -Nie czekałam dłużej na
jego ruchy, sama się wyszarpując z jego uścisku. Byłam tak bardzo sobie
wdzięczna, że moje torba dalej siedziała obok drzwi wejściowych, choć Harry
kilka krotnie mi powtarzał, żebym wyjęła z niej ubrania.
-Ellen…
-Jaka kurwa Ellen? Jaka
Ellen? Już nie Tay? Taylor? Wiesz co? Dziękuję za wszystko! Za wszystko!- Spojrzałam
na niego tak jak nigdy z taką wściekłością jaką kiedyś obdarzałam ludzi z taką
jaką darowałam ludzi po śmierci mojej matki z taką jaką dziękowałam wszystkim i
nienawidziłam. Z taką która wcześniej znikła po poznaniu Lou, z taką jaka teraz
się otworzyła na nowo.-Nienawidzę Cię, rozumiesz? Nienawidzę! -Wrzasnęłam nie
powstrzymując dłużej łez. Wszystko do mnie wróciło, ta złość i ten cholerny
smutek który trzymałam w sobie od bardzo dawna, który już tak dawno powinnam
uwolnić.
-Nie możesz tak reagować
na wszystko! Ja po prostu przepraszam… Nie chciałem żeby tak wyszło! -Zaczął się
tłumaczyć, co mnie na nowo zaczęło irytować.
-Po prostu
wypierdalaj.- Syknęłam sarkastycznie wybiegając z sypialni.
-Gdzie Ty idziesz?
Cholera! Zrozum, że to tylko imię, to nic nie znaczy!- Odrzekł próbując
zapanować nad swoim tonem. Widząc moją obojętność co do jego osoby, chwycił
mnie wcale "nie delikatnie" za ramię, próbując takim sposobem zwrócić na mnie swoją uwagę.
-Jasne dla Ciebie to
tylko imię. Następnym razem podczas takich stosunków ja na cały głos będę się
darła imię mojego byłego. Brawa dla Ciebie Styles za pomysłowość. Nie
wiedziałam, że dalej się z nią spotykasz.- Powiedziałam jednocześnie płacząc i śmiejąc się. Sięgnęłam po swój telefon zabierając go ze sofy i pośpiesznie wkładając do tylniej kieszeni.
-Uwierz mi nas słowo, że się
z nią już nie spotykam! -Krzyknął rozwścieczony, przyciskając moje ramie
jeszcze bardziej.
-Możesz mnie puścić? -Zapytałam
a na mojej twarzy pojawił się grymas bólu.
-Po prostu mnie
wysłuchaj.-Szepnął nadal uniemożliwiając mi ruch.
-Uwierz, że nie mamy już
o czym dyskutować. Puścisz mnie czy tym razem też mnie uderzysz?- Wysyczałam mu
prosto w twarz piorunując go niemal wzrokiem. Harry od razu zbladł usłyszawszy
te słowa.-Tak myślałam, dzięki.-Dodałam sarkastycznie chwytając swoją walizkę, zmierzając
w stronę wyjścia. Ostatni raz spojrzałam w jego stronę, stał jak wmurowany w
podłogę. To bolało, bolał sam widok jego twarzy, jego mimiki. Ale bolały też
słowa jakie wypowiedział... imię jakie wypowiedział "Tay... Taylor" bolały jak diabli. Nie dało się opisać tego co czułam. Ponieważ
jeszcze nigdy nie zaznałam tyle wściekłości i smutku w jednym. Jeszcze chyba
nigdy, nikt nie podarował mi w prezencie tyle bólu odkąd omarła moja mama, jeszcze nie czułam takiego bólu od jej cholernej śmierci.
-Tak sobie z tym
wszystkim piekielnie nie radze, nie nadaje się do życia. Nie potrafię żyć.
Mamo. Proszę Cię, pomóż.-Wsiadłam do windy targając za sobą walizkę na kółkach.
Jadąc w dół uroniłam nie jedną łze, coraz więcej uczuć na pełzało do całej mnie. Wyszłam niezdarnie z
hotelu potykają się o własne nogi. Obsługa nie wiedziała gdzie podziać wzrok. Wcale
się im nie dziwiłam, musiałam wyglądać strasznie, tragicznie. Gorzej.
Zatrzymałam pierwszą
lepszą taksówkę po czym wsiadłam do niej, oczywiście z pomocą kierowcy, iż mój bagaż
nie był małych rozmiarów i trudno było się z nim uporać. Poprosiłam aby mnie
odwiózł do lotnisko, na początku były pewne problemy ze zrozumieniem ale po
jakiś czasie zrozumiał. Przejazd minął dość szybko ponieważ nie była to długa
droga do lotniska, a na moje szczęście brak jakichkolwiek korków czy nie daj
Boże wypadków.
Zapłaciłam gotówką. Poczym odzyskując torbę z bagażnika w swoje
ręce, skierowałam się wprost na lotnisko. Kiedy doszłam do centrum, w środku aż
huczało od ludzi. Postanowiłam od razu sprawdzić czy znajdzie się przelot z Paryża
do Anglii. Na moje szczęście, udało się. Nawet zdążyłam zakupić bilety.
Wszystko działo się w takich obrotach, że nawet nie zdawałam sobie z tego
sprawy. Usiadłam na pobliskiej ławce aby na chwile odpocząć, bo szczerze mówiąc aż
mi się słabo robiło od tego wszystkiego. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer
Alice, z nadzieją, że odbierze. Minęło kilka sygnałów i nic …
-Tak? -Odpowiedział mi
szorstki głos w słuchawce którego ani torchę się nie spodziewałam, ale początowo to zignorowałam.
-Alice? -Odchrząknęłam
zdumiona, że jednak odebrała.-Boże! W
końcu odebrałaś, nawet nie wiesz jak się cieszę. Mam kilka problemów, na serio nie daje już rady. Nie mam pojęcia co robić...
-Ty ciągle masz tylko
problemy. -Odpowiedziała obojętnie.
-Słucham? – Nie byłam
pewna czy się przesłyszałam czy jednak nie. Nie byłam pewna czy na pewno gadam z Alice. Niczego juże nie byłam pewna.
-No mów co się stało?
-Chodzi o Harrego…
-Dobra nie mam czasu na
takie głupoty. Po prostu sobie ich odpuść! Nie sądzisz, że to już męczące? Nie tylko
dla Ciebie ale i dla nich. Od tej pory radź sobie sama. To już nie moja sprawa z kim masz problemy. Narazie.-Tak po prostu się na
mnie wydarła. To nie była Alice, to nie była już ta sama dziewczyna. Nie
odpowiedziałam na jej słowa. Nie miałam jak, rozłączyła się. Tak po prostu się
rozłączyła. Tak po prostu poczułam w klatce ten cholerny ból, tak po prostu chciałam
żeby moje narodziny się nigdy nie odbyły. Poczułam wibracje w ręce. Na
wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Harrego, odebrałam.
-Gdzie jesteś? -Zapytał
podenerwowany.
-Dajcie mi wszyscy Święty
spokój! Zaraz lecę do domu! Kupiłam już bilet więc życzę szczęścia i miłego
pobytu! -Powiedziałam na wdechu z niemiłosiernym bekiem.
-Nie żartuj sobie ze
mnie! Gdzie jesteś?
-Uwierz Harry, że w tym
momencie nie mam najmniejszej ochoty na żarty, więc muszę Cię już pożegnać
ponieważ czeka mnie jeszcze odprawa. Nie zdążysz tu przyjechać więc się nawet
nie wysilaj.-Rozłączyłam się. Jeszcze kilka razy po włożeniu telefonu do
kieszeni czułam wibracje, kilka razy to mało powiedziane. Wyciągnęłam go
ponownie całkiem uniemożliwiając mu dzwonienie poprzez wyłączenie go.
***
Zostało mi kilka rozdziałów do końca ;)
+Mam nadzieje, że się spodobało!