sobota, 29 czerwca 2013

Epilog

*Kilka lat później*
Możecie dowierzać lub nie, lecz dla mnie wszystko co się stało przez ostatnie lata było cholernym horrorem.  Nie jestem już tą samą nastolatką z dziwnymi problemami. A przede wszystkim z błahymi problemami. Dokładnie pięć lat temu zaszłam w ciążę, dokładnie pięć lat temu moje życie stanęło w miejscu. Dokładnie pięć lat temu wybaczyłam jemu… wybaczyłam Harremu. Nie wiedziałam czy go kocham, nie wiedziałam czy to jest miłość. Byłam nastolatką. Nastolatką która zaszła w ciążę. Nastolatką która zepsuła swoje marzenia. Ale kiedy ON się urodził, moje życie obróciło się o 180 stopni. ON stał się częścią mojego życia. Pokochałam go jak nigdy. Był dla mnie teraz wszystkim wliczając w to Harrego. Starał się jak mógł. Mimo tego, że wcześniej nie byłam pewna czy chce z nim być, teraz nie było odwrotu. Nawet już nie o błędy chodziło. Od kiedy urodziło się nasze dziecko pokochałam ich oboje. Pokochałam to jak nosił go na rękach, pokochałam to jak bez przerwy się o mnie troszczył nie dając mi ani chwili spokoju.  Pokochałam w nich wszystko.

Oddalając się od tematu mojej rodziny a wchodząc w granicę zespołu. Wszystko się układało jak najlepiej. A najbardziej cieszyła mnie jedna wiadomość, Louis znalazł sobie tą jedną jedyną. A jeszcze bardziej cieszyło mnie to, że wybaczył mi za to wszystko co mu zrobiłam. Wybaczył nie tylko mi ale też Harremu. To jest moja historia. To jest historia Ellen Sarut.

*
Dziękuję za uwagę! 
Dziękuję za wszystkie komentarze! 
Dziękuję za to, że byliście i wytrwaliście! 
Tak! To juz koniec :(
 Jeśli jesteście zainteresowani to mój nowy blog ; http://harry-is-a-monster.blogspot.com/

piątek, 21 czerwca 2013

Rozdział 30

Czułam się jak idiotka. Czułam się oszukana. Byłam taka naiwna. Suka. Tak to właśnie ja ; Ellen Sarut suka. Podła suka. Postanowiłam, że zatrzymam się w hotelu na jakiś czas. Jedyną ulgą było to, że jestem w swoim kraju w swoim mieście... Zaledwie kilkanaście kilometrów od mojego domu i oczywiście od domu... Ugh nie ważne. Na jego myśl robiło mi się nie dobrze. Byłam jebaną Tay... Taylor. Okropność.
-Skurwiel- Syknełam do siebie na głos przypominając sobie ostatni incydent z szanownym SKURWIELEM Harrym. Znów te mdłości. Po raz kolejny zadzwonił ten cholerny telefon. Po raz kolejny diabelnie mnie irytując, dosłownie jak nigdy. Odebrałam to cholerstwo aby w końcu przestało mi brzęczeć koło ucha.
-Czego do jasnej cholery?!-Wydarłam się na powitanie. Po drugiej stronie usłyszałam niesmaczne chrząknięcie mojego taty, Richarda.
-Pilnuj języka młoda damo!-krzyknął tak samo miło jak ja. Ughh, jeszcze jego kazań mi brakowało w życiu (no i wyczujcie ten sarkazm).
-Um... Przepraszam? - Powiedziałam od niechcenia modląc się aby dał mi święty spokój. Nie lubiłam tego tak cholernie, że ktoś próbował mnie uciszać albo uspokajać. Szczerze? Brakowało mi takiej siebie. Wybuchowej. Niezależnej. Robiącej to co tylko chciałam. Czemu przestałam taka być? To oni mnie zmienili. Chyba powinnam się cieszyć... NIE! dawna Ellen wróciła, cholera. Wróciłam. I wcale nie zamierzałam z tego powodu płakać. Mogłam znów mieć wszystko w dupie...
-Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Co się z tobą dzieje dziecko? Nie bądź taka rozkojarzona kiedy z tobą rozmawiam!- Czułam, że coraz bardziej moje policzki stawały się gorące ze zdenerwowania.
-O chuj ci chodzi?- Zakpiłam poniekąd dumna ze swoich słów, iż tak dawno mu się nie postawiłam.
-słucham!?- Krzyknął. Krzyknął to mało powiedziane, jego głos był tak zdesperowany, że musiałam zachichotac pod nosem choć dobrze widziałam, że  sam Richard to usłyszał.-Co jest z Tobą?- Trochę się zdziwiłam bo jego głos złagodniał. Prychnęłam trochę zirytowana tym, że nie krzyczy. Był spokojny, opanowany. A ja potrzebowałam wrzasku.
-Skończyłeś?-zapytałam od niechcenia trochę sennym głosem.
-ktoś chce z tobą porozmawiać...- usłyszałam jakiś szmer i zanim zdążyłam zareagować, słyszałam ciężki oddech po drugiej stronie słuchawki. Nie uszlyszalam żadnych słów, stawało sie to wręcz nieznośnie irytujące.
-Z jakim debilem/ką mam przyjemność tym razem?- ziewnęłam znudzona. Kolejny raz szmer... Cichy oddech który próbował się uspokoić... Przynajmniej tak to odbierałam.-kimkolwiek jesteś, to wiedz, iż jesteś zdumiewająco...
-To oszałamiające, że z pogodnej, miłej, zatroskanej dziewczyny potrafisz się zmienić za pstryknięciem palców w bipolarną suke.-Zaśmiałam się. Tak długo czekałam na te słowa z jego ust. Louis w końcu  przyznał jaka ze mnie zdzira.
-Dziękuję.- pisnęłam podekscytowana.- A teraz pozwól, że  zajmę się sobą.- Rozłączyłam się całkiem z niego dumna. Byłam suką i zawsze nią będę. Usłyszałam ponowne brzęczenie mojego blackberry.
-Halo.
-Ellen?- Powiedział zdziwiony głos Harrego.
-Nie, Taylor kurwa.- Wiedziałam, że zachowuje się jak idiotka no ale cóż... On wcale nie był lepszym idiotą.
-Przestań... Nie drocz się ze mną. Wiem, że zachowałem się jak skończony kretyn ale...
-Nie Harry ty się nie zachowałeś jak skończony kretyn. Um... Jakby to powiedzieć ty nim jesteś.-Mój śmiech po chwili wyblakł ponieważ Nie słyszałam żywej duszy po drugiej stronie.
-Kocham Cię, czy to nic dla ciebie nie znaczy?-Szepnął niemal głucho dla moich uszu ale zdołałam dosłyszeć. Już miałam odpowiedzieć kiedy tak po prostu mnie wzięła ochota na rzyganie. Poczułam się jak jakieś cholerne gówno. Zemdliło mnie coraz bardziej. Czułam, że żołądek podchodzi mi do gardła... Nie zastanawiając się dalej co mam zrobić rzuciłam się biegiem do toalety. Zwracając całą zawartość do sedesu. Brawo Ellen nie dość, że jesteś suką to jeszcze śmierdzisz wymiocinami.
****
Ugh! Dlaczego mnie tak długo nie było?! Problem z interenetem! Nie mam dostępu do kompa, nawet teraz. To coś, co nazwałam '30 rozdziałem' napisałam na telefonie. Przepraszam, że zawiodłam! Przepraszam! Dodam nowy kiedy tylko checie x 

poniedziałek, 27 maja 2013

Rozdział 29

Mieliśmy spędzić te dwa dni sami. Tak przynajmniej było ustalone. Harry próbował przekabacić chłopaków telefonicznie, że przyda mi się odrobinę spokoju. Jak widać to się udało i nasz plan wypalił. Naprawdę potrzebowałam trochę odpoczynku więc nie było to żadnym naciąganym kłamstwem. Chciałam odpocząć i przemyśleć trochę spraw więc tu miałam na to czas. Siedziałam w hotelowym pokoju wgapiając się w ekran telewizora który wcale nie pokazywał nic nadzywczajnego co mogłoby mnie w jakikolwiek sposób zainteresować. Kolejny nudny serial który opierał na tym samym co zawsze. Miłość, złamane serca i na okrągło to samo. Kiedy byłam młodsza uwielbiałam takie romantyczne seriale, ale teraz cała ta akcja w nich zawarta stała się dla mnie przewidywalna, przeważnie większość z nich.
-Ellen? -Usłyszałam za sobą przejęty głos Harrego.
-Nie Harry nic mi nie jest, nie jestem głodna ani też spragniona. Jest mi ciepło i dobrze, wystarczy?- Odpowiedziałam poirytowana jego ciągłymi pytaniami. Na moje słowa Styles od razu się zaśmiał.
-Zdecydowanie wystarczy ale…
-Harry! -Syknęłam przewracając teatralnie oczyma.-Proszę Cię zamilcz i mówię ci to tylko dla własnego dobra.-Ostrzegłam groźnie spoglądając na niego spode łba.
-W porządku już będę cicho.-Przytakną głową na znak, że zrozumiał moje wyraziste groźby.
-Nareszcie spokój.- Odetchnęłam z ulgą i byłam wdzięczna, że nie będę już musiała słuchać jego ciągłych zamartwień. Tak! Musiałam przyznać, że było to trochę słodkie do tego w wykonaniu Harrego, ale jak można tak ciągle? Tego jednak pojąć nie mogłam i mogłam cieszyć się ‘tylko’ chwilą, że chłopak sobie odpuścił. Ale mogłam się domyślić, że zacznie od nowa swoje wymowy.
-Chociaż…
-O Boże. Słuchać Cię już nie można, czego jeszcze chcesz?- Zapytałam z politowaniem. Całkiem wyczerpana jego zachowaniem, moja równowaga wychodziła już poza swoje dość ogromne granice które nie zaczęsto były przekraczalne.
-Co mi zrobisz? -Zapytał a jego brwi zaczęły podskakiwać raz w górę raz w dół.
-Słucham? -Zapytałam krzywiąc twarz w grymasie. Nie wiedziałam co tym razem wymyślił, jego plany były dość niecne i czasem nieodgadnione.
-Co mi zrobisz jak Cię jeszcze trochę powkurzam?-Zapytał z figlarskim uśmieszkiem który pokazywał jego bialutkie zęby.
-Nawet nie myśl aby to rozważać.-Wybuchałam po czym odwróciłam się z powrotem w stronę telewizora.
-Ellen ,kochanie może zrobić Ci miętową herbatkę? -Zapytał troskliwie. Przez pierwsze pięć sekund próbowałam się nie obracać w jego stronę, ale nie mogłam się powstrzymać i po chwili to zrobiłam dając mu już wzorkiem do zrozumienia, że zaraz coś mu zrobie, cokolwiek.
-Zamknij się Styles. -Warknęłam w jego stronę po czym po raz kolejny obróciłam głowę, wpatrując się w ekran prawie nie zainteresowana tym co tam puszczają.
-Mam pomysł! Pójdę do sklepu i kupie ci coś do przegryzienia. Może jakieś słodycze? Masz ochotkę? - zapytał nadal udając głupka. Widziałam kantem oka jak wstawał z futrzanego fotela i żeby jeszcze bardziej mnie zirytować sięgnął po spodnie które leżały na kanapie i machal nimi raz w tę i wewtę.
-Co ty robisz?- Popatrzyłam na niego przewracając oczyma.
-Przecież nie Pojdę w samych bokserkach. Tylko Ty w takich rzeczach widzisz dziwote –Zaśmiał się sarkastycznie po czym odłożył czarne rurki na swoje poprzednie miejsce.
-Co za idiota z Ciebie. -Burknęłam pod nosem. W pewnym sensie jego zachowanie komicznie mnie bawiło, ale chwilami to miałam ochotę rozszarpać go na kawałki także małoby było z niego pożytku.
-O kurde no tak, masz racje. Jakie mają być? -Wpatrywał się na mnie wyczekująco.
-Co jakie ma być?- Skrzywiłam się na jego pytanie. Kompletnie nie mogłam sobie poradzić, aby "szczególnie" dzisiaj zrozumieć tego chłopaka.
-No podpaski? Ugh. to męczące, że sam musze się domyślać czego ci potrzeba a czego nie.- Zerknął w moją stronę udając poważną minę.-Chyba, że używasz tamponów?
-Przeginasz Styles, na cholere mi to teraz?- Napięcie między nami rosło w dość zabawny sposób.
-Oh, Ell! Przecież mi możesz się śmiało przyznać, że nadeszły twoje krwawe dni. Przecież widzę, ze masz humorki i takie tam.- Popatrzyłam na niego osłupiale. Dobrze wiedział jak mnie wyprowadzić z koła równowagi. Na jego twarzy pojawił się cwaniaczki uśmieszek.
-Nie mam żadnych krwawych dni za to ty masz coś z głową, ja ci zaraz dam humorki! -Zerwałam się z kanapy tak szybko jak tylko mogłam, ale moje zadanie było dość trudne gdyż wiadomo, że szanowny Harry posiada długie, zgrabne nogi niczym modelka. To było nie lada zadanie dogonić taką żyrafę do tego w moim dość osłabionym stanie po wyjściu ze szpitala. Wleciałam za nim do sypialni w ostatniej chwili chwytając go za pasek od bokserek.
-Już się do mnie dobierasz?- Harry przystaną głośno dysząc.
-Jesteś beszczelny. -Syknęłam zakładając ręce na biodra.
-A ty pyskata i do tego seksualnie nastawiona do życia, tylko jedno ci w głowie.-Zaśmiał się chłopak przysuwając się jeszcze bliżej mojej osoby. Cofnęłam się o dwa kroki natrafiając na chłodną ścianę.
-Harry…
-Jesteś taka seksowna gdy się wkurzasz.- Jego ręce wylądowały na mojej tali unosząc mnie w górą. Ja zatem oplotłam swoje nogi na jego pasie i w takiej pozycji się znajdowaliśmy. Minęło tylko kilka sekund a lokaty zachłannie mnie całował ubezpieczając moje ciało swoimi wielkimi dłońmi które spoczywały na moim tyłku co chwila przesuwając bo nim palce. Chwile brakowało abym zsunęła swoje brzoskwiniowe rurki z tyłka, nie wiele też brakowało abym też przełożyła swoją bluzę przez głowę. Serdecznie dziękowałam tej chwili ale mimo wszystko zabolało, tak piekielnie zabolalojak nigdy.
-Tay… Taylor.- Syknął z podniecenia kędzierzawy kiedy moje ręce zjeżdżały w stronę jego wybrzuszenia. Nim się zdążyłam zorientować co on powiedział w danej chwili Harry sam zamarł w bezruchu. Moje ciało się spięło, jego dłonie dalej spoczywały na kieszonkach mojego tyłka. Uniosłam swoją twarz ku górze aby na niego spojrzeć.
-Postaw mnie na ziemie. -Rozkazałam rozgotowanym głosem. –Słyszysz kretynie? -Nie czekałam dłużej na jego ruchy, sama się wyszarpując z jego uścisku. Byłam tak bardzo sobie wdzięczna, że moje torba dalej siedziała obok drzwi wejściowych, choć Harry kilka krotnie mi powtarzał, żebym wyjęła z niej ubrania.
-Ellen…
-Jaka kurwa Ellen? Jaka Ellen? Już nie Tay? Taylor? Wiesz co? Dziękuję za wszystko! Za wszystko!- Spojrzałam na niego tak jak nigdy z taką wściekłością jaką kiedyś obdarzałam ludzi z taką jaką darowałam ludzi po śmierci mojej matki z taką jaką dziękowałam wszystkim i nienawidziłam. Z taką która wcześniej znikła po poznaniu Lou, z taką jaka teraz się otworzyła na nowo.-Nienawidzę Cię, rozumiesz? Nienawidzę! -Wrzasnęłam nie powstrzymując dłużej łez. Wszystko do mnie wróciło, ta złość i ten cholerny smutek który trzymałam w sobie od bardzo dawna, który już tak dawno powinnam uwolnić.
-Nie możesz tak reagować na wszystko! Ja po prostu przepraszam… Nie chciałem żeby tak wyszło! -Zaczął się tłumaczyć, co mnie na nowo zaczęło irytować.
-Po prostu wypierdalaj.- Syknęłam sarkastycznie wybiegając z sypialni.
-Gdzie Ty idziesz? Cholera! Zrozum, że to tylko imię, to nic nie znaczy!- Odrzekł próbując zapanować nad swoim tonem. Widząc moją obojętność co do jego osoby, chwycił mnie wcale "nie delikatnie" za ramię, próbując takim sposobem zwrócić na mnie swoją uwagę.
-Jasne dla Ciebie to tylko imię. Następnym razem podczas takich stosunków ja na cały głos będę się darła imię mojego byłego. Brawa dla Ciebie Styles za pomysłowość. Nie wiedziałam, że dalej się z nią spotykasz.- Powiedziałam jednocześnie płacząc i śmiejąc się. Sięgnęłam po swój telefon zabierając go ze sofy i pośpiesznie wkładając do tylniej kieszeni.
-Uwierz mi nas słowo, że się z nią już nie spotykam! -Krzyknął rozwścieczony, przyciskając moje ramie jeszcze bardziej.
-Możesz mnie puścić? -Zapytałam a na mojej twarzy pojawił się grymas bólu.
-Po prostu mnie wysłuchaj.-Szepnął nadal uniemożliwiając mi ruch.
-Uwierz, że nie mamy już o czym dyskutować. Puścisz mnie czy tym razem też mnie uderzysz?- Wysyczałam mu prosto w twarz piorunując go niemal wzrokiem. Harry od razu zbladł usłyszawszy te słowa.-Tak myślałam, dzięki.-Dodałam sarkastycznie chwytając swoją walizkę, zmierzając w stronę wyjścia. Ostatni raz spojrzałam w jego stronę, stał jak wmurowany w podłogę. To bolało, bolał sam widok jego twarzy, jego mimiki. Ale bolały też słowa jakie wypowiedział... imię jakie wypowiedział "Tay... Taylor" bolały jak diabli. Nie dało się opisać tego co czułam. Ponieważ jeszcze nigdy nie zaznałam tyle wściekłości i smutku w jednym. Jeszcze chyba nigdy, nikt nie podarował mi w prezencie tyle bólu odkąd omarła moja mama, jeszcze nie czułam takiego bólu od jej cholernej śmierci.
-Tak sobie z tym wszystkim piekielnie nie radze, nie nadaje się do życia. Nie potrafię żyć. Mamo. Proszę Cię, pomóż.-Wsiadłam do windy targając za sobą walizkę na kółkach. Jadąc w dół uroniłam nie jedną łze, coraz więcej uczuć na pełzało do całej mnie. Wyszłam niezdarnie z hotelu potykają się o własne nogi. Obsługa nie wiedziała gdzie podziać wzrok. Wcale się im nie dziwiłam, musiałam wyglądać strasznie, tragicznie. Gorzej.
Zatrzymałam pierwszą lepszą taksówkę po czym wsiadłam do niej, oczywiście z pomocą kierowcy, iż mój bagaż nie był małych rozmiarów i trudno było się z nim uporać. Poprosiłam aby mnie odwiózł do lotnisko, na początku były pewne problemy ze zrozumieniem ale po jakiś czasie zrozumiał. Przejazd minął dość szybko ponieważ nie była to długa droga do lotniska, a na moje szczęście brak jakichkolwiek korków czy nie daj Boże wypadków. 
Zapłaciłam gotówką. Poczym odzyskując torbę z bagażnika w swoje ręce, skierowałam się wprost na lotnisko. Kiedy doszłam do centrum, w środku aż huczało od ludzi. Postanowiłam od razu sprawdzić czy znajdzie się przelot z Paryża do Anglii. Na moje szczęście, udało się. Nawet zdążyłam zakupić bilety. Wszystko działo się w takich obrotach, że nawet nie zdawałam sobie z tego sprawy. Usiadłam na pobliskiej ławce aby na chwile odpocząć, bo szczerze mówiąc aż mi się słabo robiło od tego wszystkiego. Wyciągnęłam telefon i wykręciłam numer Alice, z nadzieją, że odbierze. Minęło kilka sygnałów i nic …
-Tak? -Odpowiedział mi szorstki głos w słuchawce którego ani torchę się nie spodziewałam, ale początowo to zignorowałam.
-Alice? -Odchrząknęłam zdumiona, że jednak odebrała.-Boże!  W końcu odebrałaś, nawet nie wiesz jak się cieszę. Mam kilka problemów, na serio nie daje już rady. Nie mam pojęcia co robić... 
-Ty ciągle masz tylko problemy. -Odpowiedziała obojętnie.
-Słucham? – Nie byłam pewna czy się przesłyszałam czy jednak nie. Nie byłam pewna czy na pewno gadam z Alice. Niczego juże nie byłam pewna.
-No mów co się stało?
-Chodzi o Harrego…
-Dobra nie mam czasu na takie głupoty. Po prostu sobie ich odpuść! Nie sądzisz, że to już męczące? Nie tylko dla Ciebie ale i dla nich. Od tej pory radź sobie sama. To już nie moja sprawa z kim masz problemy. Narazie.-Tak po prostu się na mnie wydarła. To nie była Alice, to nie była już ta sama dziewczyna. Nie odpowiedziałam na jej słowa. Nie miałam jak, rozłączyła się. Tak po prostu się rozłączyła. Tak po prostu poczułam w klatce ten cholerny ból, tak po prostu chciałam żeby moje narodziny się nigdy nie odbyły. Poczułam wibracje w ręce. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Harrego, odebrałam.
-Gdzie jesteś? -Zapytał podenerwowany.
-Dajcie mi wszyscy Święty spokój! Zaraz lecę do domu! Kupiłam już bilet więc życzę szczęścia i miłego pobytu! -Powiedziałam na wdechu z niemiłosiernym bekiem.
-Nie żartuj sobie ze mnie! Gdzie jesteś?
-Uwierz Harry, że w tym momencie nie mam najmniejszej ochoty na żarty, więc muszę Cię już pożegnać ponieważ czeka mnie jeszcze odprawa. Nie zdążysz tu przyjechać więc się nawet nie wysilaj.-Rozłączyłam się. Jeszcze kilka razy po włożeniu telefonu do kieszeni czułam wibracje, kilka razy to mało powiedziane. Wyciągnęłam go ponownie całkiem uniemożliwiając mu dzwonienie poprzez wyłączenie go.

***

 Zostało mi kilka rozdziałów do końca ;)
+Mam nadzieje, że się spodobało!



wtorek, 14 maja 2013

Rozdział 28


Rozszerzyłam leniwie powieki na co spotkało mnie niezłe starcie ze słońcem które przedostawało się przez szybę. Oczy momentalnie zostały przymknięte. Usłyszałam jakieś kroki i już po chwili byłam pewna, że ktoś powolnym ruchem zsuwa zasłony.
-Możesz otworzyć oczy.-Usłyszałam jego miły głos.
-Liam? -Szepnęłam dalej nie otwierając oczu.
-Tak? Coś się stało?- Przybliżył się momentalnie do mojego łóżka.
-Wszystko w porządku. Gdzie Harry? -Uśmiechnęłam się aby go nie zdenerwować. Widać było, że bardzo się o mnie martwił. Lecz wcale nie widziałam w jego twarzy spięcia kiedy ujrzał, że otwieram powieki. Pewnie Harry zdążył przekazać już wszystkim, iż jest ze mną o wiele lepiej niż poprzedniego dnia. Co najbardziej wchodziło w grę, bo innego wytłumaczenia nie było.
-Harry?- Zapytał trochę zmieszany. Tylko lekko przytaknęłam głową na znak, że chodzi mi właśnie o Stylesa.- Przepraszam ale byłem pewny, że raczej spytasz o Louisa.- Powiedział a po chwili się zakłopotał. Nie musiałam widzieć swojej twarzy ponieważ już wiedziałam, że pojawiły się na niej rumieńce sporych rozmiarów. Widocznie tylko Liam z nas wszystkich nie był poinformowany co tu się ostatnio podziało, ale wcale mu się nie dziwiłam bo zamiast odpoczywać przez ten cały czas załatwiał jakieś sprawy, biegł tam i z powrotem odbierając ciągle telefony lub też sam je wykonując. Nic dziwnego, że nie zorientował się jak ta cała sprawa się skomplikowała.
-Uch, tak… pytam o Harrego. -Zmieszałam się ponownie a mój wzrok  powędrował na zblakniętą ścianę. Liam wyczuł moją niepewność i od razu przeszedł do sedna nie męcząc mnie dalej.
-No więc Harry był tu jakieś dwadzieścia minut temu ale kiedy dostał telefon wyparował mówiąc, że ma jakąś ważną sprawę, powiedział, że jak tylko coś załatwi to wróci.  Oczywiście Niall z Darcy poszli na śniadanie twierdząc, że mają pusto w żołądkach. A Zayn Jak zawsze śpi do popołudnia więc czasem trudno go zobaczyć na nogach o tej godzinie i teraz pewnie wyobrażasz sobie jak dajemy rade go zwalić z łóżka podczas tras koncertowych, ale muszę Ci przyznać, że jest to dla nas nie lada wyzywanie, bo sama już nieraz zdążyłaś zauważyć jaki on jest upierdliwy a co do spania to już w ogóle, najchętniej przeleżałby cały dzień w domu …-Nawijał jak najęty, a kiedy tak mówił zastanawiałam się jaką Harry miał ważną sprawę. Ale postanowiłam więcej się tym nie zadręczać tylko jednym uchem słuchać Liama a drugim kontrolować wszystko dookoła…
-Liam, ona ma Cię pewnie już serdecznie dość. Nawijasz jak katarynka.-Usłyszałam w progu ten rozpoznawalny głos. Louis. Spojrzałam na niego niepewnie nie wiedząc jak się zachowywać. Uśmiechnął się zachęcająco.
-Eh, przepraszam Cię Ell. Nie chciałem żebyś się przeze mnie zanudziła na śmierć. Zostawiam was samych. Do zobaczenia później. -Pożegnał się zdezorientowany.
-Wcale nie mnie zanudzałeś Liam i cześć! -Odkrzyknęłam kiedy już prawie zatrzaskał za sobą drzwi w odpowiedzi dał mi jedynie szczery uśmiech, ale to pozwoliło mi się zadowolić tym gestem.


-A więc czujesz się już lepiej?- Jego wzrok stał się o kroć poważniejszy niż pięć sekund temu.
-Tak, czuje się już znacznie lepiej.-Szepnęłam nadal na niego nie patrząc, ciągle gdzieś wywracałam oczami, to spoglądając na podłogę, to na okno lub też na ściany, co wydawało się bardziej ciekawsze i odważniejsze niż patrzenie na mojego partnera, w sumie to już sama nie wiedziałam czy on nadal nim był.
-Ellen?- Wypowiedział moje imię spoglądając na mnie tymi swoimi morskimi oczami. Przez chwile opierałam się temu wszystkiemu, ale wtedy on sięgnął dłonią po moją brodę i odwrócił moją twarz ku sobie. To było takie przytłaczające kiedy na mnie patrzył. Nie wiedziałam gdzie podziać własny wzrok. Wzdrygnęłam się lekko kiedy swoim kciukiem spenetrował mój policzek ocierając go lekko o usta. Przymknęłam na chwile powieki, ale już po sekundzie otrzeźwiałam zdając sobie sprawę, że to wcale nie jest sprawiedliwe w stosunku do niego ani też do Harrego.
-Może lepiej nie…- Popatrzyłam na niego przerażona. Wstał, spojrzał na mnie z osłupieniem na twarzy i wyszedł. –Louis… -Szepnęłam ale nawet nie byłam pewna czy to usłyszał, nie byłam pewna czy chciał słyszeć. Po prostu wyszedł. Czego ty tak naprawdę chcesz? Usłyszałam ten denerwujący głos w mojej głowie. Nie zdążyłam nic nawet dobrze przemyśleć iż w progu drzwi pojawił się mój lekarz.
-Jak tam samo poczucie koleżanko?- Uśmiechnął się na wstępie i przybliżył się o kilka kroków. Tak aby móc ze mną swobodnie porozmawiać. Byłam ogromnie wdzięczna, że mieli tutaj lekarza który tak dobrze posługiwał się angielskim.
-Bywało gorzej.-Odpowiedziałam sarkastycznie, ale mimo wszystko na mojej twarzy pojawił się dość skromny uśmieszek.
-Dobrze wiedzieć. Dzwonił twój ojciec, był strasznie zmartwiony całą tą sprawą, chciał nawet przyjechać ale go uspokoiłem tak aby nie robił głupstw. Niedługo i tak będziesz już w stanie normalnie funkcjonować. Zszycia się do końca nie zagoiły ale to potrwa kilka dni i będzie wszystko w porządku. Muszę przyznać, że nieźle przywaliłaś głową ale całe szczęście, że nie ma poważniejszych dolegliwości…- Tak się przysłuchiwałam tej jego paplaninie. Aż w końcu musiałam zapytać.
-Skąd Mój tata się dowiedział, że wylądowałam w szpitalu? Przecież o to nie prosiłam! Po za tym jestem już pełnoletnia i nie potrzebuje aby ktoś dzwonił do mojego ojca.-Syknęłam rozwścieczona.
-Proszę się nie denerwować. To nie była moja decyzja ani nikogo ze szpitala, twoi przyjaciele stwierdzili, iż twój tata powinien wiedzieć i tak to się właśnie potoczyło. Ale proszę się na nich nie gniewać chcieli tylko twojego dobra.-Tłumaczył się trochę poirytowany moimi skokami nastroju.
-Jasne.-Przytaknęłam dalej nie wierząc w to, że zadzwonili do mojego ojca. Nie chciałam tego, nie chciałam.
-To ja już pójdę, proszę odpoczywać.-Lekarz skierował się w stronę wyjścia.
-Doktorze?
-Słucham? -Ponownie się odwrócił w moją stronę.
-Czy mógłby pan poprosić aby nikt tu do mnie nie zaglądał? -Zapytałam pewna tego co mówię.
-Nie rozumiem… -Zmarszczył brwi dając mi do zrozumienia, że moje zachowanie jest dość dziwne.
-Niech tu nikogo nie wpuszczają, okej?
-Nawet twoich przyjaciół? -Zapytał ostrożnie zapewnie bojąc się mojego kolejnego wybuchu.
-Nawet ich.-Przytaknęłam ze spokojem obracając się na drugi bok łóżka.
-W porządku przekaże pielęgniarką.
-Dziękuję.-Szepnęłam prawie niesłyszalnie.
Swobodnie rozłożyłam się na łóżku po czym bezproblemowo zasnęłam. Tak jak prosiłam dzisiejszego dnia nikt mnie nie odwiedził, tak samo było z kolejnymi. Na moją prośbę nikt nie mógł tu wchodzić do póki sama tak nie zdecyduje. Było trochę pusto, bez tych kłótni, wrzasków, ściszonych głosów ale dawałam rade. Chciałam po prostu odpocząć od tego wszystkiego, przemyśleć parę rzeczy, spraw które ciągle były rozbudzone w mojej głowie. Nie byłam pewna czy do końca się to udało, ale pomału w głębi duszy coś sobie uświadamiałam…
Ktoś mocno zapukał w drzwi, nieco się wzdrygnęłam ponieważ byłam dość zamyślona, trochę schowana w tym drugim świecie. Ale ciężkie stukanie dłoni o drzwi wybudziło mnie z tego transu.
-Dzień dobry.- Przed moją twarzą pojawiła się sylwetka lekarza.
-Dzień dobry.-Odpowiedziałam miło.
-Mam dobrą wiadomość! -Zaczął pewnie starszy mężczyzna.
-No więc słucham? -Zaciekawiłam się.
-Badania skończone. Rany zagojone, wszystko wskazuje na to, że mogę Cię już wypisać bez żadnych skrupułów. A co najlepsze nawet już dziś. -Przez Chwile wpatrywałam się w niego ponieważ dopiero po chwili dotarły do mnie te słowa.
-Świetnie.- Było mnie stać tylko na tyle. Cieszyłam się, że w końcu wychodzę ale było mi to nie na rękę, że znów będę musiała się zmierzać z tym okropnym światem który co chwile dawał mi nieźle w kość jak wrodzony szatan, straszne.
-Możesz się już spakować dzwoniłem do twoich znajomych. Kazali tylko przekazać, że od razu jedziecie na lotnisko.- Wypowiedział te słowa z takim szybkim obrotem, przez to na chwile nad nimi pozostawiłam pytajnik. Na lotnisko? To oznaczało tylko jedno, wracamy do domu. Natychmiastowo na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Mimo tego, że tak bardzo chciałam pozostać sama, przynajmniej kiedy tylko dolecimy do domu będę mogła się w nim zamknąć i nie dopuszczać nikogo do drzwi, to byłoby dla mnie najprostsze i najlżejsze rozwiązanie do tej pory. Poczułam w sobie pewną ulgę. W progu drzwi zauważyłam pielęgniarkę która często zmieniała mi opatrunki i sprawdzała czy wszystko ze mną w porządku. Dostrzegłam, że w prawej ręce trzyma moje czarne rurki i szarą bluzę, w prawej miała zahaczone na palcach moje czerwone rozchodzone vansy. Uśmiechała się na wejściu.
-Twój chłopak kazał Tobie przekazać te rzeczy. Powiedział, że będzie czekał na korytarzu.-Powiedziała z uśmiechem i wyszła zatrzaskując za sobą drzwi. Czyli miałam się przebrać i iść tam do „Mojego chłopaka”? Ostatnim razem kiedy go widziałam, wyszedł bez słowa. Ubrałam na siebie szybko przywiezione mi ubrania, włosy związałam w luźnego koka, chwyciłam telefon który leżał na półce i wyszłam. Spuściłam głowę wlepiając oczy w interesująco brudną podłogę, robiąc przy tym skromne kroki. Szłam przed siebie z nadzieją, że może jednak nikt na mnie nie czeka, a już na pewno nie Louis.
-Wybierasz się gdzieś? -Usłyszałam za sobą ten zachrypnięty głos. Podniosłam głowę ku górze aby się nie rozczarować, tak to był Harry. Czyli to był ten „mój chłopak”?
-Nie, nie…- Zmieszałam się lekko nie wiedząc co powiedzieć.
-Stęskniłem się za Tobą.- Podszedł ostrożnie do mojej osoby po czym ostrożnie się przytulił.
-Ja za Tobą też, Harry.- Uścisnęłam go mocniej, a jego usta powędrowały na mój policzek lekko go musnął a po chwili przycisnął usta mocniej widząc, że na mojej twarzy pojawił się szczery uśmiech.
-Trochę nad tym ubolewałem, że nie mogłem Cię widzieć… -Kiedy próbowałam coś powiedzieć, Hazza przyłożył swój palec do moich ust tym sposobem mnie uciszając.-Lekarz mi mówił, że najlepiej będzie żebyśmy Cię nie odwiedzali przez te kilka dni, tylko z powodu twojego własnego samopoczucia. Stwierdził, że powinnaś odpocząć. -Dokończył cmokając mnie w czoło. Na mojej twarzy po raz kolejny pojawił się uśmiech. Byłam pewna, że oni myślą iż po prostu nie mam ochoty się z nimi widzieć, a ten miły facet przekształcił to wszystko, że to tylko i wyłącznie z powodu bezpieczeństwa. Byłam mu strasznie wdzięczna.
-Gdzie wszyscy? -Zapytałam żeby bezpiecznie odwrócić jego uwagę od tamtego tematu.
-W domu.-Odpowiedział krótko.  Spojrzałam na niego podejrzliwie.
-Jak to w domu? -Zagadnęłam ponownie pragnąc więcej szczegółów na ten temat. Nie wiedziałam co mam rozumieć  przez to, że są „w domu”.
-Wylecieli już wczoraj. Powiedziałem, że ja się Tobą zajmę.- Odpowiedział trochę zmieszany.
-I tak po prostu się zgodzili?- Zapytałam z niedowierzeniem, bo zawsze kiedy coś robili to grupowo.
-Było trochę sprzeczek na ten temat, ale się zgodzili. Nie drążmy już tego tematu tylko zbierajmy się już, bo wyjdzie na to, że nie zdążymy na samolot i będzie kłopot.- Stwierdził chwytając mnie za rękę i prowadząc w stronę wyjścia.
-Wcale nie byłoby problemu.- Szepnęłam cichutko pod nosem prawie niesłyszalnie. Nie zdając sobie sprawy, że Harry mógł to usłyszeć, ale jednak.
-Sugerujesz coś konkretnego? -Zapytał z chytrym uśmieszkiem zastawiając mi drogę własnym ciałem.
-Nie, nie. Absolutnie.-Zaprzeczyłam trochę się czerwieniąc.
-Możemy zostać.-Stwierdził muskając ponownie mój policzek.
-Co? Gdzie? –Odsunęłam się od niego ze dwa kroki w tył.
-Możemy jeszcze zostać dwa dni, tutaj w Paryżu.- Zaczął błądzić swoimi oczami po mojej twarzy.
-Nie Harry. Dobrze wiesz, że nie możemy.-Popatrzyłam na niego przecząco, próbując się oswobodzić z jego ramion.
-Wezmę to wszystko na siebie. Zrób to dla mnie i zostańmy tu jeszcze, proszę.-Przejechał palcami po mojej tali, przybliżając moje ciało do swojego.-Proszę. -Szepnął mi do ucha zbliżając swoje usta do moich…
Odsunęłam się od niego, żeby chociaż pomiędzy naszymi twarzami była jakaś ściana.
-Zgoda, ale tylko dwa dni.-Szepnęłam cicho a na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech.

 ***
Booooring! :(

Piszcie w komentarzach co wam się podoba a co nie, okej :)?

Wiem, że rozdział trochę nudnawy ale zapewniam, że już niedługo będzie więcej akcji :) 

+ Padło pytanie ile jeszcze rozdziałów do końca?  No więc jeśli mam odpowiedzieć tak szczerze to już zastanawiałam się nad końcem, miałam w planie kilka rozdziałów i wielki THE END. BUT to nie zależy tylko ode mnie ale także od was :) x
++Nowy rozdział pojawi się wtedy gdy nadejdzie wena x
 Jakiekolwiek pytania kierować tutaj :  http://ask.fm/xPatrycjax3


wtorek, 7 maja 2013

Rozdział 27


Wstałam z  zimnej posadzki. Oglądając się jeszcze raz za miejscem, gdzie niedawno przebywał Louis. Uciekł, znienawidził mnie, a ja siebie. Nie ewoluował we mnie smutek, sama złość. Przetarłam kciukami zapłakane oczy, zdając sobie po chwili sprawę, że zrobiłam to dość mocno gdyż poczułam drażliwy ból na powiekach. Powróciła przed moje oczyma ta cała skomplikowana sytuacja. Jak on mógł? Jak Harry mógł? Podparłam się rękoma szybko się odpychając. Wbiegłam do jego hotelowego pokoju, zastałam go w toalecie. Stał przy lustrze w samych bokserkach, ocierając zakrwawienie pod nosem.
-O to tylko chodziło?- Usłyszałam własny głos. Nabrał on poważnych tonów. Wiedziałam, że jeśli zacznę nie zdążę nad sobą zapanować, ale było już za późno.
-Co? Ellen…
-O to kurwa chodziło żeby mnie przelecieć?- Warknęłam coraz bardziej marszcząc brwi. Spojrzał na mnie przelotnie i pomachał głową ze zwątpieniem. Zaśmiał się szczeniacko. Nie mogłam uwierzyć w jego zachowanie. Stanął tuż przede mną, odepchnęłam go lekko widząc, że się do mnie przybliża. Mruknął niezrozumiale coś pod nosem.-Nie potrafisz normalnie odpowiedzieć? Nie stać Cię na kilka słów?
Szarpnął  mnie za ramiona, lekko ściskając. Co wywołało na moim ciele dreszcze. Bolało.
-Puszczaj!- Warknęłam odpychając rękoma jego klatkę. Ponownie się zaśmiał. Nie mogłam się powstrzymać, moja ręka po chwili wylądowała na policzku Harrego. Widziałam jak jego twarz marszczy się w złości. Oddał mi, tak po prostu wycelował płaską ręką w mój policzek, moje stopy osunęły się lekko do tyłu z powodu silnego uderzenia a z moich ust wydobył się głośny jęk. Stałam tak przed nim nie wierząc sama do czego doszło między nami. Nie wierzyłam, że to zrobił, nie wierzyłam, że kiedykolwiek mógłby podnieść na mnie rękę. To nie był ten Harry. To nie był ten sam chłopak. Zauważyłam kantem oka, że podnosi swoją dłoń w moim kierunku, widziałam, że jego twarz złagodniała ale był dość przestraszony. Odsunęłam się, popatrzyłam na niego ostatni raz, pociekła pierwsza łza a po niej kolejne. Nie biegłam, po prostu skierowałam się do drzwi i wyszłam, tak po prostu.
-Ellen…- Usłyszałam jego przerażony głos za sobą, lecz do moich uszu nie docierały żadne kroki.  Zerwałam się biegiem do swojego apartamentu. Chwyciłam torebkę pakując najpotrzebniejsze rzeczy. Między innymi telefon, portfel i porozciągany sweter, chwyciłam do ręki przeciwsłoneczne okulary i wybiegłam jak proca. Sama nie wiedziałam co robie, nogi mi się plątały jak nigdy. Łzy już nie leciały, nie miałam już siły nawet płakać. Właśnie w tej chwili zdałam sobie sprawę, że nie miałam już nikogo. Wybiegłam z hotelu, prosto przed siebie. Nie zwracałam uwagi na przechodnie których co chwila trącałam swoim ciałem, przez co spotykałam się z oskarżycielskim wzrokiem, na nic już nie zwracałam uwagi. Kiedy poczułam, że jestem bezpiecznie daleko od hotelu przystanęłam przy jakiejś alejce głośno dysząc, moje nogi były jak z waty.
-Wszystko w porządku? -Usłyszałam za sobą piskliwy głos. Obróciłam się w stronę jakiejś dziewczyny.
-Tak.-Przytaknęłam, spoglądając na nią niepewnie.
-Czy ty aby nie jesteś dziewczyną Louisa Tomlinsona? -Zapytała zaskoczona rozpoznając moją twarz w ciemnych okularach.
-Chyba tak… Znaczy tak, jestem jego dziewczyną. Tylko proszę nie krzycz.-Odburknęłam widząc, że dziewczyna właśnie miała taki zamiar. Ale kiedy usłyszała moje zimne słowa od razu się powstrzymała mrucząc pod nosem z zachwytu. Widziałam w jej twarzy, że trudno było się jej opanować żeby czasem nie pisnąć. Uśmiechnęłam się do niej przyjemnie, ale po chwili poczułam, że gdzieś między tym wszystkim ucieka mi tlen. Nie miałam jak oddychać. Czułam, że to przez te nerwy. Zaczęłam głęboko nabierać powietrza, co było dla mnie ostrym wyzwaniem. Łzy zaczęły spływać po policzkach z bezsilności.
-Co się dzieje?! Źle się czujesz? -Przeraziła się nastolatka. Wyczułam strach w jej twarzy i głosie.  Ale czułam strach także w samej sobie. Zachlusnęłam się własnymi łzami które spływały po policzkach nie mając zamiaru zaprzestać, próbowałam coś powiedzieć, wyjąkać ale nie mogłam. Czułam, że długo nie pociągnę. Nagle zrobiło mi się przed oczami ciemno upadłam na zimny chodnik. Czując na całym ciele ból ogromnych rozmiarów.
____
Nie wiedziałam gdzie się znajduje. Nie mogłam nawet podnieść powiek. To było chore. Czułam jakby ktoś mi je przyszył żywcem do policzków. Czułam jakieś dokuczliwe szczypanie na ciele, byłam zagubiona. Usłyszałam szepty, po chwili płacz. Nie jednej osoby wręcz przeciwnie, kilku. Nie miałam zielonego pojęcia co działo się wokół mnie. Ta cholerna bezradność stała się w tej chwili moim najgorszym wrogiem.  Czy to chodziło o mnie? Czy to chodziło o moje życie? Stałam nad przepaścią? Nie znałam odpowiedzi.
Po chwili przypomniałam sobie wszystko od czego tak bardzo chciałam odbiec. Smutek Louisa, jego odejście. Złość Harrego, jego reakcja której nigdy bym się nie spodziewała. Zaczęło mnie to przerastać, próbowałam zapanować nad samą sobą ale nie mogłam, nie mogłam nic. Nie dawałam rady doprowadzić do tego aby moje powieki się rozszerzyły. Nie mogłam nic powiedzieć, nic. Nie panowałam nad własnym ciałem, zgubiłam je, straciłam jakąkolwiek kontrole nad nim. Brak płaczu, brak złości, brak jakiejkolwiek reakcji z mojej strony stawał się dla mnie coraz większym osłupieniem, byłam niecierpliwa, odłączona od rzeczywistości, odłączona od życia.
-Kiedy ona się obudzi? -Usłyszałam cichy szloch Darcy. Moja przyjaciółka tam była? A ja? Ja nie mogłam nawet jęknąć. Nie mogłam nawet jej przekazać tego żeby się nie martwiła, że ze mną wszystko okej.
-Jest przemęczona, może to potrwać. Dostała urazu głowy przez silne uderzenie w beton. Ale bądźcie dobrej myśli, organizm waszej przyjaciółki jest silny.-Zapewnił jakiś męski głos.
Kroki zmierzały w stronę mojego ciała.
-Kochanie obuć się proszę. Już Cię nigdy nie zostawię. Obiecuje, przysięgam … -Poczułam na dłoni jego usta i spływające łzy. To był on, to był Louis. Jego obietnica obijała mi się w głowie ‘’Już Cię nigdy nie zostawię’’.
Zasnęłam.
-Zwariowałeś Harry? Jak mogłeś tak postąpić? Przecież to Ellen… Ellen! Rozumiesz?!-Usłyszałam krzyk na co moje myśli na nowo się pobudziły. Nie rozpoznałam tego głosu od razu ale po chwili mój mózg zaczął pracować na nowo. To był Niall, krzyczał na niego…  na Harrego.
-Dobrze wiesz, że nie chciałem jej uderzyć. To był impuls! Do cholery …-Syczał rozwścieczony.
-Czemu mi o tym mówisz? Po co mi to mówisz?- Blondyn najwidoczniej nie mógł już go słuchać, bo jego głos coraz bardziej wychodził z równowagi. Usłyszałam jego głośne nabieranie oddechu co oznaczało, że naprawdę ma już dosyć.
-Musiałem to komuś powiedzieć. Louis nie może się o tym dowiedzieć rozumiesz? Jakby wiedział, że ją uderzyłem, znienawidziłby mnie już całkiem. Ale ja ją kocham, możesz mnie wyśmiać, zbesztać a nawet pobić … cokolwiek ale zdania co do uczuć którymi ją darze nie zmienię, za Chiny.-Miał taki stanowczy głos, był pewien tego co mówi.
-Słucham? -Do moich uszu doszedł kolejny głos … to był Louis. –Co ty powiedziałeś? –Warknął.
Poczułam nieprzyjemne uczucie ukłucia w brzuchu, musiał ich podsłuchiwać.
-Louis to nie tak…- Harry starał się opanować sytuacje słowami.
-Co nie tak? Głuchy nie jestem! Uderzyłeś ją? -Zapytał a jego oddechy stawały się cięższe.- Uderzyłeś ją czy nie, pytam się po raz kolejny? -Ponownie usłyszałam jego zimny głos.
-Uspokójcie się do cholery! Zachowujecie się jakby ona była waszą zabawką! Pewnie potrzebuje waszego wsparcia, zrozumienia albo i miłości a wy się potraficie tylko kłócić.- Poczułam ciepły dotyk Niallera no swoim policzku. Chwilowa cisza wniosła trochę przemyśleń do mojej głowy ale po chwili usłyszałam jęk Harrego. -Louis! -Krzyknął Horan kiedy obrócił się w ich stronę.-Będziesz tutaj go bił? W szpitalu? Czyś ty oszalał do reszty?- Wstaną jak oparzony idąc w głąb pokoju. Trzask drzwi, to było jedyne co usłyszałam w teraźniejszej chwili.
-Kurwa, co za idiota.- Zaklną pod nosem Styles.
-Idź do pielęgniarki po lód, bo twoje oko nie będzie wyglądać efektownie.-Wybąkał Blondyn i podszedł ponownie do mojego łóżka. Usłyszałam cisze a następnie przymykane drzwi, to oznaczało tylko jedno. Harry wyszedł. Z ust blondyna wydobyły się ciche słowa. Z czasem przerodziły się one w piosenkę która pozwoliła mi się bezwładnie usunąć do krainy snów.
Zostałam sama, nie było już nikogo. Tylko spokój. Bez płaczu, bez bójek, bez słów. Z całkowitej ciszy w szpitalu mogłam wywnioskować, iż nadeszła już noc. Leżała drętwo na plecach. Moje powieki nadal były ciężkie ale mogłam przyznać, że lżejsze od poprzedniego stanu w którym się znajdowałam. Spróbowałam je unieść za pierwszym razem, niestety nie powiodło się. Był też i drugi to próba także była klęską. ‘’Do trzech razy sztuka’’ pomyślałam a kiedy moje oczy się rozszerzyły, nadal była ciemność. Nie była to już zagubiona ciemność, iż moje oczy były otwarte, była to ciemność jedynie nocy. Zatrzepotałam rzęsami, ciesząc się tym iż mogę dostrzec już wszystko co wcześniej nie było mi dane. Na mojej twarzy pojawił się mimowolny uśmiech zwycięstwa. Przez chwilę przez myśl przeszło mi to jak ludzie nie widomi dają sobie rade, nie widząc nic. Ja zaznałam tego tylko jeden dzień ale było to nie przyjemne uczucie. Czułam się jak opuszczone dziecko któremu nie da się pomóc w żaden sposób.
Do moich uszu dotarł jakiś szelest. Usłyszałam, że drzwi się otwierają. Początkowo zamarłam ze strachu nie wiedząc kogo się spodziewać. Ale już po chwili ledwo co ujrzałam przed sobą te brązowe loki. Nie wiedział, że go obserwuje. Nie widział tego, ani też nie słyszał mojego przyśpieszonego oddechu. Dopiero po chwili podszedł do mojego łóżka i ledwo co usiadł. Nie odzywałam się tylko pośpiesznie zamknęłam powieki i zwolniłam nieco oddech żeby chłopak nie zorientował się, że wiem wszystko co robi, że go widzę, słyszę i czuje.  
- Kocham Cię Ellen i kochać będę zawsze.- Usłyszałam jego ciepły głos zaraz koło mojego ucha. Poczułam jego usta które przemierzały całą moją szyje. Jego zimny nos zaczął ocierać się o moje policzki.
-Harry…- Jęknęłam nie mogąc dłużej wytrzymać z powodu jego bliskości. Moje ciało objął dreszczyk podniecenia.
-Tak? -Co dziwo jego głos wcale a wcale nie był zdziwiony. Wręcz przeciwnie jakby się spodziewał takiej reakcji. Coś mi w głowie świtało, że już początku wiedział, że mu się przyglądam.
-Tak bardzo…- Nie mogłam dojść do słowa kiedy jego delikatny język błądził po mojej szyi robiąc ścieżkę do moich ust.
-Słucham? -Mruknął z uśmieszkiem.
-Tak bardzo Cię pragnę ...-Wydukałam z siebie.

* * *
 Mam nadzieję, że nie zawiodłam tym rozdziałem :) 

Jeśli znajdą się jakieś błędy to przepraszam! 

piątek, 26 kwietnia 2013

Rozdział 26



 Obudziłam się wrzeszcząc jak opętana. Zacisnęłam mocno powieki upewniając się, że to już na pewno nie sen. Nie pamiętałam co tym razem splotła mi wyobraźnia i jak daleko zaniosła mnie do świata tej ciemnej magii. Pamiętam tylko, że to co przeżyłam po drugiej stronie było potworne.
-Boże, co się stało?- Usłyszałam obok siebie przerażony głos Louisa. Wzięłam głęboki oddech i przez chwilę rozpamiętywałam w duchu co zdarzyło się wczoraj, a raczej dzisiaj rano przecież… kolejny głęboki oddech. Przecież przespałam się z Harrym. -Ej kochanie? -Spojrzał na mnie troskliwie. Miałam ochotę szarpnąć nim, wywrzeszczeć mu w twarz jak bardzo go nienawidzę za jego wczorajsze zachowanie, lecz tego nie zrobiłam. Wstałam opanowanie jakby nigdy nic. Spojrzałam na niego lekko się uśmiechając.
-Nic nie pamiętasz? -Zapytałam przymykając powieki i lustrując dokładnie jego twarz. Spojrzał na mnie z miną która okazywała, że kompletnie nie wie co ma myśleć o zawistnej sytuacji.-Nie pamiętasz jak wczoraj się zbłaźniłeś? Nie pamiętasz jak olewałeś mnie? Naprawdę nie przypomina Ci się jak zaproponowałeś aby jakiś obcy, nachlany koleś zawiózł mnie do domu? Jak śmiałeś się głupkowato zachowując się jak szczeniak i nawiązując ciągle do sexu przy swoich wielbicielkach? Na serio?- Zlustrowałam posępnie jego twarz, po czym wyjęłam z szafy ciemne rurki i obcisłą kremową bokserkę. Louis siedział na łóżku jak zahipnotyzowany, nie odzywał się ani słowem, jego twarz z lekka była przerażona a z drugiej strony ukazywała zawzięty smutek. Spojrzałam na niego niechętnie i zamknęłam się w ubikacji. Przemyłam twarz, zrobiłam makijaż  i ubrałam na siebie świeże ubrania.  Wyszłam pośpiesznie nie zważając na to czy mój chłopak nadal tam siedzi. Nie powinnam być na niego zła, nie powinnam. To mi powtarzał w głowie jeden z głosów zatem drugi wykrzykiwał mi, że on na mnie nie zasługuje. Nie powinnam być na niego zła? Ponieważ … to ja go zdradziłam, nie on mnie i właśnie to była spora różnica. Trzasnęłam drzwiami i zjechałam windą w dół. Nikogo nie dostrzegłam, żadnych fanek i żadnych podejrzanych ludzi którzy by w tej chwili próbowali mi uprzykrzyć życie czy też w nim namieszać. Miotało mi się w głowie, czułam, że kurz w postaci tylu problemów rozprzestrzenił mi się w mózgu i z tej okazji wcale a wcale nie miał ochoty w sposób normalny funkcjonować. Kobieto, co się z Tobą dzieje? Kochasz go czy nie? Nie. Tak! I znów te niezdecydowane głosy który pojawiły się w mojej głowie. Założyłam ciemne okulary na oczy i ruszyłam przed siebie, już z daleka widziałam Wieże Eiffla do której aktualnie zaczęłam zmierzać.
-Cholera uważaj jak chodzisz! –Usłyszałam warknięcie gdy tylko straciłam wzrok z chodnika wgapiając się w cudowne widoki.
-Przepraszam to…- Oprzytomniałam,  Harold stał przede mną z poważną miną, on sam dopiero po chwili zorientował się z kim ma przyjemność. Śmieszny, flanelowy beret widniał na jego czuprynie, a na nosie wisiały ciemne  okrągłe okulary. Wszystko po to aby nikt go nie rozpoznał.-Fajne wdzianko.- Spojrzałam na niego lekko kpiąc i w tej chwili, Hazza sięgnął ręką po swoje okulary wkładając w bluzkę. Spojrzał na mnie z murowaną twarzą a po chwili wlepił wzrok w moje usta, z których poprzedniej nocy nie mógł się oderwać.
-Co ty tu robisz?- Uśmiechną się szeroko pokazując rząd białych zębów.
-Zwiedzam.-Szepnęłam krótko a na mojej twarzy natychmiastowo pojawiły się dwa malinowe rumieńce. Moje upierdliwe dwa głosy które zamieszkały mi w głowie zdążyły w całe pięć sekund, streścić wszystko co robiłam z Harrym.  Spojrzał na mnie z lekkim rozbawieniem ale po chwili się odezwał.
-Mogę się przyłączyć?
-Jeśli masz czas to pewnie.-Podsumowałam nadal speszona wspomnieniami.
-A mogę wiedzieć chociaż co masz zamiar zwiedzać? -Zapytał dotrzymując mi kroku.
-To! -Wskazałam mu palcem na Wieże i nie minęło sporo czasu a moje żwawe nóżki rozpędziły się do takich szybkości, że znajdowaliśmy się już u samej góry tych niesamowitych widoków.
-Gdzieś tam jest nasz hotel.-Stwierdził Harry wymachując ręką przed siebie. Zaśmiałam się na ten widok ponieważ rękami machał tek zawzięcie, że nie jedna osoba mogła oberwać.
-To nie jest śmieszne.-Spojrzał na mnie oburzony.
-Ale co? -Ponownie się zaśmiałam.
-Pouvez-vous prendre une photo? … Permettez! Une seule photo?
Zaśmiałam się  widząc, że jakiś facet a mianowicie Francuz próbował dogadać się z Hazzą. Ten zatem spojrzał na mnie jak obłąkany i udawał, że go nie widzi.
-Harry on do Ciebie gada.-Z moich ust zaczął wydobywać się głośny śmiech.-Harry…- jęknęłam łapiąc się za brzuch.
-Cicho bądź, nie umiem francuskiego…- grymasił zakładając na nos swoje okulary.  Po tych słowach po prostu już nie mogłam, mięśnie brzucha zaczęły mocno ubolewać od ciągłego śmiechu a same policzki przybrały ostrej czerwoności. –Uspokój się.-Syknął Harry.- Cicho bądź i nie gadaj do mnie, bo pomyśli, że się znamy.-Szepnął a jego słowa wydawały się takie poważne.
-I to jest twój niecny plan? Hazz nie chcę Ci nic mówić ale ten facet stoi centralnie za Tobą, trzyma w ręku aparat i chyba oczekuje tylko zdjęcia.
-Ah taka z Ciebie mądrala…- Pokiwał głową z wielką dezaprobatą a po chwili na jego twarzy pojawił się sarkastyczny uśmiech, usłyszałam tylko jego bełkot który wypowiedział w swoim ojczystym języku. Oczywiście facet spojrzał na niego jak na głąba, a Styles ni stąd ni z owąd objął mnie ramieniem i zaczął pozować.
-Harry co ty robisz? -Zapytałam pokrywając się po raz kolejny śmiechem. Francuz popatrzył na nas z dziwnym wyrazem miny jakbyśmy pochodzili z innej planety ale wcale mu się nie dziwie.
-No co? Pozuje do zdjęcia.-Skrzywił się momentalnie nie wiedząc o co mi chodzi. Zrozumiał dopiero wtedy, kiedy jakaś kobieta stanęła koło tego mężczyzny i objęła go w pasie.
-Kochany to ty im masz zrobić zdjęcie. -Momantalnie się zaśmiałam a Styles zrobił się czerwony jak burak, po chwili sięgną ręką po aparat pstrykną i odszedł cały zburczały. Dorwałam go dopiero wtedy gdy znaleźliśmy się na dole.
-To wszystko przez Ciebie! –Oburzył się w żartobliwy sposób.
-Oj złotko musisz się nauczyć, że nie wszyscy wiedzą kto to jest chłopak z jakimś beretem na głowie i ogromnymi goglami na oczach, uwierz słonko, że nie każdy chcę mieć twoje zdjęcie na tapecie a tym bardziej z moją osobą obok.-Nie minęła sekunda a ja już zaczęłam obracać się śmiechem. Harold reagował przeciwnie widać było, że już mu ciśnienie skacze, od tego mojego soczystego humoru.-Nie wkurzaj się.-Zaśmiałam się po czym walnęłam go w ramie.
-Nie wkurzam się, przecież śmieje się razem z Tobą.-Powiedział ironicznie mrugając co chwila powiekami.
-Wracajmy już.-Stwierdziłam krótko a humor tak szybko zgasł jak nadszedł. Nie rozmawialiśmy za dużo, szliśmy w ciszy od czasu do czasu na siebie spoglądając i lekko się uśmiechając. Przystanęliśmy po drodze w pobliskiej kawiarni aby wziąć na wynos kawę. Harry za nas zapłacił i szliśmy nadal, było słychać tylko moje siorbanie, szum aut i rozgadanych ludzi. Ale brak fanek i paparazzi to pewnie tylko i wyłącznie dlatego, że Styles się tak mocno zakamuflował. Pomiędzy tym moim siorbaniem przypomniałam sobie między innymi to, dlaczego wyszłam z hotelu. Czy ja chcę tam wracać?
-Nie mogę tam wrócić… -Szepnęłam jakby sama do siebie nie świadom, że właśnie pod nim stanęliśmy.
-Czemu? -Uświadomiłam sobie, że nie tylko mój umysł usłyszał ten głos ale także Harry.
-Nie mogę tam wrócić, nie teraz. Nic sobie dokłądnie nie wyjaśniliśmy.-Powiedziałam cichutko nabierając oddech do płuc.
-My? To znaczy? -Upomniał się Harry.
-Ja i Louis.-Stwierdziłam ponuro.-Nie pamiętał nic gdy wstał, wszystko mu wypomniałam… wszystko i odeszłam.-Wypowiedziałam te słowa nie zdając sobie sprawy jak do zabrzmiało.
-Wszystko? Cholera jasna! Naprawdę? On mnie zabije! Nie mogę tam wrócić. Po co mu to kurwa powiedziałaś?- Wydarł się na mnie jak nienormalny, potrząsając moimi ramionami. Oczywiście głosy w mojej głowie zaczęły się momentalnie udzielać. "Naprawdę ani jeden z nich na Ciebie nie zasługuje! I tak zachowuje się prawdziwy mężczyzna?!"
-Cicho! -Krzyknęłam niby do Stylesa a niby do głosów w mojej głowie.-Jesteś pieprzonym egoistą który myśli tylko o sobie. Nic mu nie powiedziałam, rozumiesz!? Nie powiedziałam mu o tym, że się przespaliśmy! Tylko o tym jak mnie wczoraj potraktował, kretynie! - Oburzona pobiegłam w stronę widny, kantem oka widziałam, że Harry nie ruszał się z miejsca tylko osłupiale wpatrywał się w coraz bardziej oddalającą się moją osobę. Boże, jak on może mieć taki tupet. Otworzyłam drzwi, nie zwracałam uwagi na nic runęłam do sypialni, wzięłam świeżą koszulkę, rzuciłam telefon i klucze na łóżko a dopiero potem zobaczyłam, że Lou stoi przede mną, zagradzając mi tym drogę która prowadziła do łazienki.
-Możesz się sunąć? Chcę się wykąpać.-Syknęłam z grymasem na twarzy.
-Możemy w końcu porozmawiać? -Jego twarz wydawała się taka zagubiona, smutna, trochę zdezorientowana ale ja nadal nie dawałam za wygraną.
-Może, ale dopiero jak wezmę prysznic.-Stwierdziłam obojętnie jednocześnie się przez niego przepychając.
-Przepraszam… Ellen ja Cię kocham- To był jego głos, jego ledwo słyszalny głos. Nie wieżyłam. Tak długo oczekiwałam tych słów. Nie było się już co zastanawiać, ja też go kochałam, ale Lou! Do cholery! czemuś mi tego nie powiedział wcześniej, powstrzymałabym się... przed wszystkim.
Rozdarłam z siebie ciuchy i wskoczyłam pod wrzącą wodą tym samym się relaksując, próbowałam nie myśleć o niczym ale niestety tak się nie dało, ciągle wbiegałam na temat Tomlinsona albo też Stylesa. On mnie kochał, Oni mnie kochali. Nie dało się tego uniknąć w jakikolwiek sposób. Nie chciałam tej rozmowy z Lou, bałam się jej. Bałam się słów jakie mogą wypłynąć z jego ust, a także z moich. Bałam się, tak żelaźnie się bałam ale mimo wszystko postanowiłam stawić czoła własnej odwadze. Wyszłam z pod strumienia wody ocierając się ręcznikiem i zakładając na siebie dłuższą koszulkę, która zasłaniała mój tyłek. Wcisnęłam na stopy puszyste skarpety. Przemyłam szybko zęby i wyszłam. Chciałam się lekko uśmiechnąć ale przypomniałam sobie, że nie jestem tu po to aby się uśmiechać, ale tym bardziej zdziwiła mnie mina Lou, na jego twarzy rysowała się złość, panika i niecierpliwość. Zatem miał szybkie zmiany nastroju, niedobrze. Zaśmiał się tak głośno, że jego rechot odbijał mi się w uszach.
-Co Cię tak śmieszy? -Skrzywiłam lekko twarz zważając na to, że jego zabijała jednym spojrzeniem, niestety ja próbowałam unikać jego wzroku, ze względu na ostatni potok zdarzeń i nadal żyłam, jeszcze… Zauważyłam że wyciąga z kieszeni mój telefon i majstruje coś przy nim.
-A więc może ja pierwszy zacznę iż twoje argumenty nie będą zbyt dobre.- Widziałam jak jego oczy przewijały z jednego słowa na drugie. Zaczął czytać.- Przepraszam Cię za to przed hotelem, ale zrozum mnie gdyby Louis dowiedział się, że ze sobą spaliśmy nie byłoby dobrze. Ty go kochasz i ja go kocham. Nie chciałbym go tak skrzywdzić… Jeszcze raz przepraszam.
Zmurowało mnie. Mój oddech stał się szybszy. Czułam na dłoniach własny puls. Nie wiedziałam co robić, gdzie patrzeć i co mówić. Czułam się jakby ktoś włożył mi do gardła wielką kluchę przez którą nie mogłam nawet wydobyć byle jakiego dźwięku, po prostu nic. Ten cholerny telefon, ten cholerny esemes od Hazzy.
-Louis…- Udało mi się. Pierwsze słowo, jego imię. Pierwsze wspólne spojrzenie, pierwszy grymas na twarzy i ta cholerna pierwsza łza. Nie krzyczał, nie wołał, nie szarpał. Nic. Poparzył z tymi smutnymi oczyma, poleciała łza, jedna za drugą. To bardziej zabolało. On płakał, jak dziecko. Mój Lou płakał. Ja zaczęłam bardziej, pokryłam się w totalnym szlochu.
-Lou, ja… ja przepraszam.-Szepnęłam ze współczuciem które bardziej kierowało się do mnie.
-Nie da się czasu cofnąć, nawet jeśli być chciała. Lecz sam zaczynam w to wątpić.-Powiedział smutno, kolejna łza. Ktoś zapukał, ktoś wszedł. Ujrzałam Hazze. Tylko nie teraz, proszę. Spojrzał na nas jak obłąkany pies. Zlustrował moją minę, którą przekazałam mu tą najgorszą wiadomość, wiedział już. Widziałam to w jego oczach, ledwo co przesunął wzrok na Louisa który sam mówił za siebie. Styles otworzył usta żeby coś powiedzieć, nie zdążył. Oberwał raz drugi, trzeci. Aż sam Harry nie mógł wytrzymać, oddał mu tak samo jak i on.
-Jak mogłeś! -Krzyk Louisa i Harry znów oberwał.
-Tak kurwa zerżnąłem twoją dziewczynę a teraz daj sobie spokój!- Wydarł się Harry. Osłupiałam, sama miałam ochotę się na niego rzucić. Tylko o to chodziło? Pewnie tylko oto aby mnie "zerżnąć" gratulacje dla niego. Po ostatnim ciosie lokowaty upadł na ziemie z zakrwawionym nosem.
-Louis! Przestań! Louis! -Krzyknęłam na niego. Spojrzał na mnie w totalnym wzrokiem. Chwycił torbę, którą zapewne przygotował wcześniej i wybiegł. Biegłam za nim, przynajmniej próbowałam. Wsiadł do windy i odjechał zostałam sama, upadłam na ziemie i popadłam w totalny płaszcz. Nikogo nie było, nikogo. Nie chodził mi już po głowie zakrwawiony Harry, nic mi już nie chodziło po głowie oprócz całkiem zapłakanego Louisa. Nienawidziłam siebie, Harrego i jeszcze raz siebie …
***
Jest rozdział! Cieszycie się? Bo ja tak! Chyba znów do tego wracam :) 
Ps: Kocham was :3 
+Czekam na opinie!

wtorek, 2 kwietnia 2013

WAŻNE!

Przepraszam was, że tak długo czkeliście na jakikolwiek znak życia ode mnie. Przepraszam za brak rozdziałów, do tej pory byłam systematyczna i starałam się dodawać wpisy regularnie ale coś się ze mną podziało. Ostatnio cierpię na brak weny. Po prostu ta twórcz wena znikła od tak, nie mogę się skupić i ciągle ktoś albo też coś odwraca moją uwagę od pisania. Podjęłam decyzję "Chyba zawieszę tego bloga na pewień czas" Nie wiem ile to będzie trwało, może dwa tygodnie a może więcej lub też mniej. Przepraszam, że zawiodłam. Lecz wiem jedno, pisanie historii Ellen Sarut jest częśćią mojego życia, więc wrócę tutaj. Postaram się poukładać swoje osobiste sprawy i wnieść do głowy kilka pomysłów. Nie wiem czy będziecie na mnie czekać, nie mam pojęcia, zrozumiem jeśli nie będziecie chętni po tej przerwie czytać moich bazgrołów. Zrozumiem wszystko. Muszę z przykrością oznajmić, że to także dotyczy mojego drugiego bloga ,jeszcze raz przepraszam.
Wasza kochająca Patrycja x